Ryga jest przepięknym miastem i zawsze chciałam je zobaczyć. Trochę bałam się zderzenia swoich wyobrażeń o tym miejscu ( jakie stworzyłam sobie na podstawie zdjęć i programów podróżniczych) z rzeczywistością. Zderzenie było całkiem bezkolizyjne. Ryga okazała się miastem przepięknym, pocztówkowym, dosłownie jak z obrazka. Długi spacer, jak wiadomo wzmaga apetyt. Trzeba było szukać czegoś do zjedzenia. Najpierw zajrzeliśmy do miłej kawiarni 96 % Dark, która przeniosła nas do Belgii, a to za sprawą pysznej czekolady. Co prawda było nieco za ciepło, na czekoladę na gorąco, i trochę tego żałuję. Ale za to mogłam spróbować czekoladek i sernika. A do tego kawa i herbata. Wnętrze jest bardzo przyjemne i naprawdę można tam odpocząć po pierwszych trudach zwiedzania. Jeżeli chodzi o zamówione desery, to sernik był jednym z lepszych jakie w życiu jadłam. Ale akurat kraje Bałtyckie słynną z wyśmienitego nabiału, więc nie zaskakuje mnie to aż tak bardzo. A czekoladki? Były idealne, przede wszystkim mocno czekoladowe, a nie przesłodzone. A smak tej z nadzieniem mango, pamiętam do dziś!
Posileni udaliśmy się na długi spacer. I niespodziewanie dopadła nas pora obiadowa. Swoje kroki skierowaliśmy ku jednej restauracji na rynku. Wybraliśmy lokal o nazwie Firewood. Wnętrze jest bardzo przyjemne i zdecydowanie sprzyja relaksowi, jak i temu, że po prostu chce się już tam zostać i zjeść. Karta nie jest zbyt duża. Ale to akurat jest plusem, łatwiej coś wybrać. W tej knajpie możemy wybrać dań typowych dla kuchni łotewskiej. Jest dużo ziemniaków, klusek i śmietany. My wybraliśmy barszcz, baranie pielmieni , typowy łotewski kociołek i ceppeliny.
Po 20 minutach wszystkie dania były na stole. Przy czym mówiąc wszystkie mam na myśli też to, że zupy podano razem z drugim daniem. Dość oryginalnie, nie powiem. Zacznę do tej zupy, barszcz przypomina nasz barszcz ukraiński, smaczny, pełen kawałków warzyw. Porcja w sam raz. Chociaż domowy, wiadomo najlepszy. Czas na pielmieni. I tutaj ciekawostka, kiedy myślę o pielmieni widzę gotowane pierożki z mięsnym nadzieniem, do tego obowiązkowo kwaśna śmietana. Tamtejsze pielmieni były z kruchego ciasta, do tego upieczone na twardo. Zdecydowanie nie były to znane mi pielmieni. Nie było to ani niedobre ani dobre. Najlepiej pasuje do tego określenie-maksymalnie dziwne. Kociołek był potrawą na duży głód. Kawałki schabu, ziemniaki, warzywa i dużo sera. Całość bardzo gorąca i dość smaczna. Na naprawdę duży głód. Latem to danie będzie zbyt ciężkie. Ceppeliny jak pielmieni, były wariacją na temat znanych mi klusek z mięsem. Po konsultacji z ceppelinowym masterchefem, muszę powiedzieć, że to były żmudzkie bliny. Po pierwsze były płaskie, mięso w środku było wcześniej przesmażone, a całe "ceppeliny" były opanierowane i po prostu przesmażone. Nie było to złe, wręcz przeciwnie, całość była smaczna, ale z pewnością nie było to to, czego bym oczekiwała zamawiając ceppeliny. Kuchnia łotewska jest bardzo sycącą i taka swojska. Mocno mięsna i treściwa, zaskoczył mnie sos do ceppelinów-śmietana ze skwarkami! Nie wiedziałam czy przeżyję po takiej kumulacji tłuszczu, więc sos tylko podziwiałam. Dania w tej restauracji nie były złe, poza pielmieni, które jak się okazało, nie są robione w restauracji,a jest to garmaż. Radziłabym go zmienić. Ale ogólnie, to dość miła knajpa, nie będę ukrywać, że Ryga jest droga, więc obiad nie wychodzi za tanio w przeliczeniu na złotówki. Trzeba się nastawić, że kuchnia łotewska jest osobliwa, i albo się to kupuje w całości, albo idzie do włoskiej i chińskiej knajpy, których w okolicy nie brakuje!
Posileni udaliśmy się na długi spacer. I niespodziewanie dopadła nas pora obiadowa. Swoje kroki skierowaliśmy ku jednej restauracji na rynku. Wybraliśmy lokal o nazwie Firewood. Wnętrze jest bardzo przyjemne i zdecydowanie sprzyja relaksowi, jak i temu, że po prostu chce się już tam zostać i zjeść. Karta nie jest zbyt duża. Ale to akurat jest plusem, łatwiej coś wybrać. W tej knajpie możemy wybrać dań typowych dla kuchni łotewskiej. Jest dużo ziemniaków, klusek i śmietany. My wybraliśmy barszcz, baranie pielmieni , typowy łotewski kociołek i ceppeliny.

Ale bym zjadła coś wymyślnego :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńYummie food. Great post dear...
OdpowiedzUsuńhttps://sepatuholig.blogspot.com/
IG @gracenjio
Zjadłabym coś nowego i wegańskiego :)
OdpowiedzUsuńtam wegańska była chyba tylko herbata....
UsuńDobre i to :D
UsuńRyga mnie też zauroczyła. Było to jednak wiele lat temu...
OdpowiedzUsuńPyszne rekomendacje!
;)
UsuńO jejku! I jestem głodna!
OdpowiedzUsuń;)
UsuńChciałabym kiedyś zobaczyć to miasto. Ten sernik musiał być naprawdę pyszny, zjadłabym taki. :)
OdpowiedzUsuńRyga jest przepiękna:)
UsuńSuper, byłam w Rydze chyba 10 lat temu i bardzo mi się podobało, piękne secesyjne kamieniczki :)
OdpowiedzUsuńoj tak, te kamieniczki są bajeczne:)
UsuńTam mnie jeszcze nie było. Może kiedyś uda mi się tam pojechać.
OdpowiedzUsuńpolecam:)
UsuńKonkretne jedzonko! Zjadłabym ceppeliny, pielmieni albo czebureki, których smak pamiętam z Litwy:)
OdpowiedzUsuń;)
UsuńCiekawie!!!!!!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOj zjadłabym taki serniczek :D
OdpowiedzUsuń;)
UsuńMniam, świetne miejsce☺
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSuper smaczna wyprawa.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJeszcze nigdy nie byłam ale na pewno pewnego dnia:D:**
OdpowiedzUsuń:)
UsuńAż zrobiłam się głodna... Super wycieczka.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńAle pyszności, świetnie, że spróbowałaś łotewskiego jedzonka.
OdpowiedzUsuńPięknie tam :)
:)
UsuńPysznie i cudnie :-)
OdpowiedzUsuń